You are hereChorwacja 2022 r. / Odpowiedź
Odpowiedź
Chorwacja 2022 r.
Przede wszystkim dlatego że przez cztery miesiące mogłem przebywać w mojej ukochanej Chorwacji. Po dwuletniej posusze i niebycie turystycznym naraz takie szczęście. To prawda, że wszystko zaczęło się za sprawą ubiegłego roku, kiedy to (był to zupełny przypadek) przez dwa tygodnie przebywałem w Chorwacji w miejscowości Drvenik jako rezydent. Musiałem się dobrze sprawować, bo zimą, szef firmy turystycznej zaproponował mi pracę w kolejnym sezonie. Nie zastanawiałem się długo nad tą propozycją, tym bardziej, że mojej żonie zaproponował pracę w kuchni. Mogliśmy więc cieszyć się razem pięknem Chorwacji, a w Drveniku jest tak, że patrząc w jedną stronę podziwia się „Drvenicke stine” będące częścią masywu górskiego Biokovo, a patrząc w drugą stronę ma się przed oczami cudowny Adriatyk, który w promieniach słonecznych zawsze wygląda bajecznie. A tych promieni w tym roku nie brakowało. Skoro wszystko zostało uzgodnione rozpoczęliśmy przygotowania do wyjazdu, wszak to cztery miesiące. W dodatku postanowiliśmy wyjechać parę dni wcześniej by odwiedzić nasze ulubione: Trogir i Split, a także naszych znajomych, których trochę w Chorwacji mamy. Nie byłbym sobą gdybym nie wymyślił, po drodze, coś do obejrzenia. Tym razem padło na rzekę Zrmanje, a że jestem kibicem chorwackiego sportu postanowiłem zobaczyć również dom rodzinny Luki Modrića. Wyjechaliśmy jak zwykle wcześnie rano, w majowy poranek.Pogoda niestety nie była dla nas łaskawa, bo jak zaczęło padać w Słowacji to opadom nie było końca. Kulminacja miała miejsce, o dziwo w Chorwacji, w Zagrzebiu. Tak lało, że myślałem poważnie o postoju. Udało się jednak przetrwać tę nawałnicę, jadąc z maksymalną prędkością 30 km/godz. Martwiła nas ta pogoda bardzo, przede wszystkim pod kątem obejrzenia miejsc, które chcieliśmy zobaczyć jadąc na wybrzeże. Jednak, po raz nie wiem już który przejazd tunelem Sv. Rok pod Velebitem pokazał, że pogoda może zmienić się w diametralny sposób. Deszczu zero, trochę wiatru i chmur z przewagą słońca i temperatura pozwalająca na swobodne chodzenie w letnim odzieniu. Po zjechaniu z autostrady kierujemy się na Jesenice, a tuż za nimi docieramy do parkingu o wielce wymownej nazwie „Parking Winnetou”. Od razu człowiek wie, że to tu były kręcone słynne enerdowskie filmy o dzielnym Apaczu Winnetou i jego białym przyjacielu Old Surehandzie. I wcale nas to nie dziwi, bo kiedy docieramy do Pariževackiej Glavicy (Paryska Głowa) – nie mam pojęcia skąd taka nazwa – widzimy przepiękny widok na kanion rzeki Zrmanji. Tu naprawdę mogły być kręcone sceny do tego filmu, tyle tylko, że podobne informacje słyszałem na Plitwickich Jeziorach, Wodospadach rzeki Krka, czy nad rzeką Cetina. W sumie nie jest to istotne, bo wszędzie są tak piękne tereny, z których twórcy filmów o Indianach mogli korzystać. Wracając do Zrmanji to przez chwilę stoimy, nie mówiąc nic, urzeczeni pięknem jaki nam się ukazał. A widzimy ściany ostro i stromo spadające do zielonkawej wody rzeki. To zresztą nie jedyny kanion. Z tego co wiem to na długości siedemdziesięciu kilometrów rzeka ma ich sześć. Przez tysiąclecia ta krasowa rzeka drążyła w skałach wapiennych tworząc te cuda natury. W swoim górnym biegu, szczególnie wczesną wiosną, rzeka tworzy wiele bystrzy, wartkich nurtów i małych wodospadów, tworząc w ten sposób raj dla raftingowców. W dolnym biegu rzeka płynie spokojnym nurtem pomiędzy urodzajnymi równinami mijając po drodze wiele twierdz i pozostałości po młynach, która miejscowa ludność, w zamierzchłych czasach, budowała nad rzeką. My z racji ograniczonych możliwości czasowych podziwiamy piękne widoki rzeki w dwóch miejscach, z Pariževackiej Glavicy i później z Vidikovca Maricici. I tu i tu byliśmy zachwyceni. Jednak między jednym, a drugim spojrzeniem na rzekę pospinaliśmy się trochę w górę by dojechać do „Rodnej kučy Luke Modrića (Rodzinnego domu Luki Modrića). I niestety jestem trochę zawiedziony. Budynek jest po prostu ruiną. Nie wiem dlaczego? Chociaż mogę się domyślać, że Państwo Chorwackie nie jest jeszcze zainteresowane odnowieniem budynku by utworzyć tam coś na kształt muzeum ich idola (budynek jest jednak oddalony dość znacznie od głównych szlaków), a sam Modrić ma dość smutne skojarzenia z tym miejscem. Czytałem w jego biografii, że tam właśnie Serbowie zabili mu ukochanego dziadka, a on sam wraz z rodzicami musiał uciekać do Zadaru, gdzie jako uchodźcy przez długi czas mieszkali w miejscowej szkole. Zaznaczam jednak, że to tylko moje spostrzeżenia i domysły. Zdjęcie przed domem Luki na wszelki wypadek sobie zrobiłem. Po obejrzeniu tych wszystkich wspaniałych miejsc jedziemy, już w słońcu, do Kašteli, miejsca naszego kilkudniowego pobytu. Kolejne dni były bardzo intensywne. Nie dość, że odwiedziliśmy nasze ukochane miasta: Split i Trogir, to mieliśmy jeszcze liczne spotkania z naszymi przyjaciółmi. Wyjeżdżaliśmy więc z naszej kwatery wcześnie rano, a wracaliśmy późnym wieczorem. Spotkania te pozwoliły nam jednak powspominać stare dobre czasy. A było co wspominać i to tak, że czasem łezka zakręciła się w oku. Z radości nie ze smutku. Przyszedł jednak czas by powrócić do rzeczywistości. Jedziemy dalej na południe do Drvenika, po drodze zatrzymując się jeszcze w kilku miejscowościach. Przez kolejne cztery miesiące na odpoczynek nie było za dużo czasu, bo pracy, wbrew pozorom, mieliśmy dużo. Nie chcę powiedzieć, że w ogóle nie mieliśmy czasu dla siebie. Znalazł się czas i na krótkie plażowanie czy na skonsumowanie dobrych lodów, tudzież napicia się lampki wina czy kufelka piwa. Ale praca była podstawą naszego pobytu. Zresztą co by nie mówić po to tam jechaliśmy. Liczne zajęcia spowodowały, że nawet nie wiadomo kiedy sezon nam minął i trzeba było się szykować do powrotu. O Drveniku i okolicy pisałem już w relacji z zeszłego roku, dlatego skupię się tylko na jednym wydarzeniu, ale jakże ważnym. Mianowicie na otwarciu przepięknego mostu nazwanego Peljesačkim Mostem. Most o długości 2400 m, szerokości 21 m i wysokości 55 m, łączy miasta Komarna na stałym lądzie i Brijesta na półwyspie Peljesač. Otwarcie mostu, bardzo zresztą huczne i z wielką pompą, pozwoliło połączyć całą południową część Chorwacji, z Dubrownikiem na czele, bez konieczności przejeżdżania przez 14 km pas nadbrzeża należącego do Bośni i Hercegowiny. Niewątpliwie usprawnił również komunikację z samym półwyspem. W jedno wolne popołudnie pojechaliśmy z żoną obejrzeć to cudo i nie zawiedliśmy się. Ten most naprawdę jest piękny i robi ogromne wrażenie. Oczywiście zrobiliśmy rundkę tam i z powrotem podziwiając jego fantastyczną konstrukcję z bliska. Któregoś popołudnia udało nam się pojechać do starej części Drvenika usytuowanej pod stromymi skałami „Drvenickih stin”. Widok jaki rozciąga się stamtąd jest niesamowity. Polecam go każdemu, który znajdzie się w tamtych stronach, tym bardziej, że by tam się dostać nie potrzeba samochodu. Godzinny spacer asfaltową dróżką również sprawi wiele radości. My wyjechaliśmy tam samochodem tylko dlatego, że mieliśmy mało czasu. W końcu byliśmy w pracy. Chciałbym jeszcze dodać, że ta część Makarskiej Riwiery, powiedzmy od Igrane aż po Gradac jest ze wszech miar godny uwagi. Dotyczy to zarówno samych miasteczek, których największą zaletą jest usytuowanie u podnóża gór Biokovo, a jednocześnie nad Adriatykiem, ale i całej okolicy. Większość dzisiejszych nadmorskich miejscowości, kiedyś znajdowała się wysoko pod szczytami i prawie wszędzie ostało się trochę starych zabudowań. W wielu wypadkach budynki są odnawiane i Chorwaci tworzą z nich tak zwane „vikendice”, czyli letnie sadyby, w których, w sezonie, sami zamieszkują lub wynajmują je turystom. Pisałem już, że sezon minął nam jakby z bicza strzelił i nawet nie obejrzeliśmy się, a trzeba było wracać. Dla mnie był to tylko chwilowy powrót, rzekłbym nawet godzinowy, bowiem po powrocie do domu miałem tylko kilka godzin na przepakowanie i zaraz wracałem tam skąd przyjechałem. No może trochę dalej, bo do Neum w Bośni i Hercegowinie. Była to jednak tylko baza wypadowa do organizowanych wycieczek do: Dubrownika, na półwysep Pelješac do Orebića i dalej na wyspę Korčulę do miejscowości Korčula, czy na wodne safari kanałami rzeki Neretwy. Nie mogło oczywiście zabraknąć Mostaru i Međugorje. W paru miejscach były też ciekawe degustacje i to nie tylko alkoholi, ale również świeżych ostryg, serów, czy wspaniałego Pršutu. Niestety i ta wycieczka się skończyła i skończył się cały sezon. Jakże dla mnie owocny. Po raz kolejny, nie wiem zresztą po raz który, kończąc opisywać przygody lata 2022 roku, muszę napisać: Chorwacjo jesteś piękna.