You are hereRelacje z podróży / Wycieczka w rejon Kvarneru - maj 2009
Wycieczka w rejon Kvarneru - maj 2009
Dostałem propozycję z pewnego biura podróży poprowadzenia grupy turystycznej do Chorwacji w rejon Kvarneru a ściślej mówiąc do miejscowości Crikvenica-Selce,
skąd miałem realizować wycieczki zgodnie z programem imprezy. Chętnie zgodziłem się na ten wyjazd, jako, że nie byłem jeszcze w tamtym rejonie. Wyjazd nastąpił w dniu 08.05.2009. Granicę w Cieszynie przekroczyliśmy o godzinie 19.00. Podróżowaliśmy autobusem z firmy „Dymek” kierowanym przez młodego sympatycznego Pana Janka.
Podróż do celu przebiegła bez większych problemów i na miejscu pod Hotelem Slaven byliśmy w godzinach przedpołudniowych. Hotel przyzwoity, aczkolwiek bez przesadnego przepychu. Pokoje były sprzątane codziennie wraz z wymianą ręczników. Do posiłków też nie można mieć żadnych zastrzeżeń. Niewątpliwie największą zaletą tego hotelu jest jego usytuowanie. Wybudowano go, bowiem na cyplu wśród drzew w odległości 50 m od morza. Do kompleksu hotelowego należą również pawilony znajdujące się nad hotelem utrzymane w tym samym stylu, co hotel, czyli „późny Tito”. Grupa to w większości starsze osoby, ale wszyscy bardzo sympatyczni. Po przydzieleniu pokoi sam również rozpakowałem się w swoim i poszedłem na rekonesans. Miasteczko Selce to jakby dzielnica miejscowości Crikvenica oddalone od niej o około 3 km. Zarówno w Selcach jak i w Crikvenicy są bardzo ładne plaże oczywiście, kamienisto – żwirowe z przewagą tych drugich. W centrum Selc znajdują się: informacja turystyczna, bank, poczta i parę sklepów. Jest też tam przystanek autobusowy, z którego można dojechać do Crikvenicy, Rijeki w jedną stronę czy do Novi Vinodolski i Senja w drugą stronę. O wszelkiego rodzaju knajpkach nie wspominam, bo tych wzdłuż promenady jest bez liku. Jest też tam parę hoteli. W samym centrum jest hotel Selce (chyba najlepszy) a dalej w kierunku Crikvenicy hotele: „Esperanto”, „Varażdin” z kompleksem basenów ogólnie dostępnych i „Marina”. Zabytków w Selcach nie ma. Wart zobaczenia jest jedynie kościół Św. Katarzyny. Podobnie jest w Crikvenicy, zabytków jak na lekarstwo. Godny uwagi jest jedynie dawny Kasztel, który po remoncie przerobiono na hotel o tej samej nazwie. W samym centrum miasta, co pewnie zainteresuje wielu turystów, znajduje się centrum handlowe z bazarem, sklepami i kantorami walutowymi. Wzdłuż wybrzeża idąc w kierunku Rijeki napotykamy wiele hoteli takich jak: „Crikvenica”, „Esplenade”, „Internatonal”, „Mediteran”, „Omorika” itp. Wyobrażam sobie, co musi się dziać na plaży w pełni sezonu. Pomimo braku jakiś specjalnych zabytków Crikvenica sprawia bardzo sympatyczne wrażenie. Posiada wszystko to, czego oczekuje turysta. Czyste morze, piękne plaże, dużo zieleni i bezliku knajpek, w których można zaspokoić głód i pragnienie. Wszystkie zdobyte informacje przekazałem „moim” turystom na przed kolacyjnym spotkaniu. Kończąc to spotkanie wiedziałem, że następny dzień zapowiada się pięknie, bo będę go mógł spędzić na plaży korzystając z dobroci promieni słonecznych i adriatyckiej wody, której temperatura wynosiła około 19 stopni. W dniu tym nie była przewidziana jakakolwiek wycieczka. Po totalnej, plażowej „labie” trzeba jednak było trochę popracować. Przed nami była, bowiem wycieczka, do Plitwickich Jezior. Za nim jednak dotarliśmy do jezior trasa nasza wiodła przepięknymi terenami najpierw wzdłuż wybrzeża adriatyckiego do miejscowości Senj a potem w głąb lądu przez przełęcz Vratnik (698 m.n.p.m.) w stronę Plitwickich Jezior. Widoki podczas jazdy zapierały dech. Przełęcz Vratnik oddziela od siebie dwa masywy górskie: od północy znajduje się Veliki Kotor a na południe rozciąga się Velebit. Pierwsza droga przez tę przełęcz, tak zwana Jozefinska cesta, została wybudowana już w drugiej połowie XVII wieku. Z przełęczy rozciąga się przepiękny widok na „Senjsku dragu”, morze i wyspy. To naprawdę trzeba przeżyć i zobaczyć.
Nikt, żaden człowiek nie jest w stanie stworzyć takiego dzieła, jakiego dokonała przyroda. Chwała człowiekowi za to, że postanowił zadbać o to dzieło przyrody tworząc z jezior Park Narodowy. 16 Jezior, którym początek dają dwa potoki „Bijela i Crna Rijeka łączące się w rzekę Maticę, połączonych jest między sobą 92 wodospadami. Ciekawostką jest fakt, że jeziora stanowią tylko 1% powierzchni parku, którego całkowita powierzchnia wynosi 19.5 ha. Tu znowu ukłon do ludzi, którzy tworzyli park. Parkiem objęto, bowiem rozległe tereny wokół jezior powodując tym niemożliwość budowania, jakichkolwiek zabudowań, fabryk czy innej infrastruktury mogącej zanieczyścić te krystalicznie czyste jeziora. Zwiedzać park można a raczej spacerować po nim w różny sposób. Ja zaczynam od wejścia nr 1. W ten sposób turyści na pierwszy rzut mogą podziwiać 80 m wodospad na Plitwickim Potoku a widok jest godny uwagi. Po zejściu na dół kładki prowadzą nas wokół tak zwanych dolnych jezior usytuowanych na podłożu wapiennym w przeciwieństwie do jezior górnych, których podłożem są dolomity. Spacerując i podziwiając koloryt poszczególnych jezior dochodzimy do największego jeziora, zaliczanego do górnych jezior, Kozjaka (osiągającego głębokość do 46 m). Chwila odpoczynku na polanie wśród przepięknej przyrody i dalszą wędrówkę zaczynamy statkiem po jeziorze, którym dopływamy do przystani skąd znowu przemyślnie ułożonymi kładkami wędrujemy wokół górnych jezior. Dochodzimy do przystanku St3 specjalnej kolejki wożącej turystów wokół jezior. Jedziemy do przystanku St1 a stamtąd piechotą do wejścia nr 1, rozkoszując się po drodze pięknymi widokami na jeziora. Cała wyprawa trwa około 4 godz., ale czas zależy od zachwytu turystów i ilości wykonywanych zdjęć przez nich. Zapewniam, że zdjęć wykonywanych jest wiele, ale i tak nie oddadzą one całkowicie tego piękna, jakie tworzą Plitwickie Jeziora. To trzeba zobaczyć samemu. Wracając z tego pięknego miejsca zatrzymujemy się jeszcze w Babin Potoku (jadąc do Plitwic też się tam zatrzymaliśmy) tym razem by zaspokoić chęci doczesne, jako, że we wsi tej u Pani Mili można dostać wyśmienite trunki, miody i sery. O trunkach nie będę pisał, bo wielość ich rodzajów i dobroć jest nie do opisania. To trzeba skosztować. Wyśmienite są natomiast miody łączone z migdałami, orzechami, figami i różnymi innymi owocami. Palce lizać. Pani Mila dysponuje też szerokim wachlarzem serów: świeże, wędzone, owcze, kozie i krowie. To też są wyśmienite specjały. Po zaopatrzeniu w owe specyfiki wracamy już bez przeszkód do hotelu zatrzymując się jeszcze tylko w Senju gdzie znajduje się zamek - twierdza Nehaj. Twierdza ta górująca nad miastem (fantastyczne widoki) wybudowana została przez kapitana Ivana Lenkovića w 1558 r. i zajętą przez „Uskoków” (uciekinierzy z Serbii i Bośni i Hercegowiny, którzy schronili się tutaj przed Turkami a których zadaniem było bronienie ziemi chorwackiej właśnie przed Turkami), którzy za panowania na tych terenach Austrii dokonywali rabunkowych wypadów przeciwko Turkom i Wenecjanom. Jedna z takich wypraw prawie, że nie spowodowała konfliktu pomiędzy Austrią i Wenecją. Skończyło się na tym, że wysiedlono „Uskoków” z tych terenów.
Kolejną wycieczką był „Fisch Picnik” połączony z popłynięciem na wyspę Krk między innymi do przepięknego miasteczka Vrbnik. Pogoda wymarzona a na nabrzeżu czeka na nas kapitan Zoran ze swoim pirackim statkiem „Paśa”. Okazało się, że Zoran jest także znawcą historii i kultury chorwackiej, co pozwoliło nam usłyszeć od niego wiele ciekawych informacji o miejscach, do których przypływaliśmy. W doskonałych humorach wypływamy w rejs najpierw płynąc wzdłuż brzegu podziwiając jego ukształtowanie. Potem przepływamy kanałem Vinodolskim (od nazwy miejscowości Vinodol) w kierunku wyspy Krk a ściślej mówiąc w kierunku miejscowości Vrbnik usytuowanej na 50 metrowej skale wapiennej. Wyspa Krk to największa wyspa wybrzeża adriatyckiego należąca do wysp kwarnerskich. Pierwszymi mieszkańcami tych wysp było iliryjskie plemie Liburnów. Wyspę Krk po Liburnach opanowali Rzymianie, którzy w miejscu dzisiejszej miejscowości Krk założyli osadę Curricum. Po upadku Cesarstwa Rzymskiego wyspą rządzi Bizancjum potem Wenecja, a następnie chorwaccy władcy, by znowu władzę przejęła Wenecja, która oddaje wyspę pod panowanie rodu książęcego Frankopanów. Wenecja ponownie w XV wieku przejmuje wyspę by po swoim upadku oddać ją we władanie Austrii, która panuje tu aż do 1918 r., kiedy to traktatem z Rapallo wyspa zostaje przekazana Jugosławii. Od 1991 jest częścią wybrzeża chorwackiego. Wróćmy jednak do naszej wycieczki. Dopływamy do małej zatoczki u podnóża Vrbnika, z której specjalną kolejką udajemy się do centrum tego urokliwego miasteczka liczącego niespełna 1000 mieszkańców. Plątanina wąskich uliczek i specyficzna zabudowa powoduje, że miasteczko to ma swój niepowtarzalny charakter. Można w nim podziwiać ruiny zamku Frankopanów, pozostałości murów obronnych i górującą nad miastem dzwonnicę z XVI wieku. Stanowi ona część kościoła parafialnego Najświętszej Marii Panny. Przed kościołem znajduje się koło(koło to wybrukowane jest w drodze) stanowiące niejako podstawę tworzenia poszczególnych liter pisma Słowian głagolicy. Tym pismem jest napisany w 1388 roku statut miejski (Vrbnićki statut) jeden z najstarszych istniejących dokumentów pisanych głagolicą. Dzisiaj mieszkańcy zajmują się rolnictwem, rybołówstwem i oczywiście turystyką. Uprawiają też pewien gatunek winogron, z których wytwarzane jest doskonałe białe wino „Vrbnićka żlahtina. Będąc w Vrbniku trzeba koniecznie skosztować. My tak uczyniliśmy (naprawdę pyszne) i w jeszcze w lepszych humorach schodząc schodami dotarliśmy do naszego pirackiego statku, na którym czekał nas obiad w postaci wyśmienitej rybki z grila. Była to „skuśa” z ziemniakami. Ziemniaki były przyrządzone na sposób chorwacki, czyli ugotowane w całości, schłodzone, obierane ze skórek, krojone w plasterki polane oliwą i octem oraz posypane pokrojoną cebulą. Do obiadu podano też wino, bo jak Chorwaci mówią ryba potrzebuje trzech płynów: wody, oliwy i wina. Na dodatek cały czas „leciała” muzyka chorwacka. Żyć nie umierać. W między czasie statek przemieszczał się wzdłuż wybrzeża wyspy Krk kierując się w kierunku przylądku Śilo. Po drodze zatrzymaliśmy się na plaży Św. Marka by móc trochę ochłodzić się w wodach Adriatyku. W pobliżu plaży znajdowały się ruiny małej kaplicy stojącej na wzniesieniu. Opływając przylądek Śilo dopłynęliśmy do małej zatoczki z miejscowością o tej samej nazwie, co przylądek. Tam chwilę pospacerowaliśmy a wsiadając na statek zdawaliśmy sobie sprawę, że to już ostatni etap naszej wędrówki, czyli powrotna droga do Selc. Mimo to wracaliśmy z pieśnią na ustach. Mieliśmy, bowiem świadomość, że spędziliśmy bardzo przyjemny dzień a przed nami jeszcze parę innych zostało, w tym dzień przeznaczony na wycieczkę do Rijeki, Opatiji i na wyspę Krk. Tym razem już autobusem. Po dniu na plaży następny dzień przeznaczyliśmy na kolejną wycieczkę. Po śniadaniu wyruszamy w kierunku Rijeki trzeciego, co do wielkości miasta Chorwacji po Zagrzebiu i Splicie. Zanim jednak dojechaliśmy do Rijeki przejeżdżaliśmy nad pięknym starym miasteczkiem i portem Bakar. Miasteczko stare a swe początki ma jako osada Volcera założona przez Rzymian. Stare miasto ma dziś charakter średniowiecznego miasta z zamkiem Frankopanów na czele. W niedalekiej przeszłości Bakar stanowił centrum rybołówstwa, szczególnie tuńczyka, był ważnym portem, posiadał stocznie a także szkołę nurkowania otwartą już w 1849 roku. Wybudowanie linii kolejowej do Rijeki przyczyniło się do powolnego upadku tego miasta. Na domiar złego w czasach Tity wybudowano niedaleko od Bakaru koksownię, która zniszczyła ekosystem zalewu (na całe szczęście w 1995 roku zamknięto ją). Postanowiliśmy nie zatrzymywać się w Rijece a jedynie zobaczyć ją z autobusu jadąc do Opatiji drogami nad Rijeką a wracając przejechać przez centrum. Miasto to nie posiada wiele zabytków, jest miastem bardziej przemysłowym i portowym niż nadającym się do zwiedzania. Nie znaczy to, że nie ma tam nic godnego uwagi. Jeżeli już ktoś będzie w tym mieście to koniecznie powinien pójść na Korzo miejscową promenadę będącą sercem tego miasta a powstałą w miejscu dawnych murów obronnych. Jedyną pozostałością po murach obronnych zniszczonych trzęsieniem ziemi jest pochodząca z XII wieku brama zegarowa, którą przebudowano w stylu barokowym w drugiej połowie XVIII wieku. Ciekawostką jest to, że mury a więc i wieża zegarowa stały kiedyś w bezpośredniej bliskości morza. Najstarszym zabytkiem miasta jest Stara Brama (Stara Vrata) wybudowana w czasach rzymskich a znajdująca się niedaleko Korza (należy przejść przez Bramę Zegarową w kierunku północnym). Przy kościele Wniebowstąpienia Marii Dziewicy stoi dzwonnica z XIV wieku i nic by nie było w tym ciekawego, gdyby nie fakt, że jest ona krzywą wieżą. Odchyla się w kierunku kościoła o około 40 cm. Będąc w Rijece koniecznie należy wybrać się na wzgórze Trsat (139 m n.p.m.) gdzie znajduje się Trsatski Zamek i kościół Marii Panny z Trsatu. Na wzgórze jeździ autobus (linia nr 1), ale można też dojść schodami (Trsatske stube). Trzeba ich jednak pokonać aż 538. Pierwszą fortecę wybudowali na tym wzgórzu Ilirowie, później rezydowali tam Rzymianie a dzisiejszy kształt zamek zawdzięcza Frankopanom, którzy praktycznie wybudowali go od podstaw. Z zamku, w którym dzisiaj mieszczą się galerie sztuki, rozpościera się przepiękny widok na Rijekę i morze. Niedaleko zamku mieści się kościół Marii Panny z Trsatu, w którym znajdują się grobowce Frankopanów a przed nim stoi piękna rzeźba klęczącego i modlącego się Jana Pawła II upamiętniająca pobyt naszego papieża. My na razie zostawiamy Rijekę za sobą kierując się w stronę Opatiji kurortu znanego już za czasów Cesarstwa Austriackiego. Ba, w tamtych czasach niewypadało nie być w tym kurorcie. A wszystko zaczęło się od tego, że w małej rybackiej osadzie zwanej Opatija (od znajdującego się tu benedyktyńskiego opactwa św. Jakuba) bogaty mieszkaniec Rijeki Iginio Skarpa zbudował dla swojej żony willę Angiolina otaczając ją (willę oczywiście) pięknym parkiem z egzotycznymi roślinami. Rzecz miała miejsce w 1844 roku. W krótkim czasie miejsce stało się na tyle sławne, że możni i bogaci tego świata zaczęli budować wille prześcigając się w tym, kto zbuduje większą i piękniejszą. W krótkim czasie powstało wiele wspaniałych domów, hoteli i pensjonatów, do których ściągali możni z całej europy. O popularności tego kurortu niech świadczą nazwiska osób, które go odwiedziły: cesarzowa Maria Antonina, ban chorwacki Josip Jelaćić, a później księżniczka Luisa von Sachsen Coburg, rumuński król Karol I, król szwedsko-norweski Oskar i wiele wiele innych sławności. Ta hossa (także dla miejscowych i architektów) skończyła się wraz z nadejściem I wojny światowej. Kurort lekko podupadł, co nie znaczy, że po zakończeniu wojny nikt tam nie przyjeżdżał. Był tam między innymi nasz Marszałek i Naczelnik Państwa Polskiego Józef Piłsudski. Świadczy o tym tablica upamiętniająca jego pobyt wmurowana przez Ambasadę Polską w Chorwacji i Polskie Towarzystwo Kulturalne im. F. Chopina z Rijeki. Opatija dopiero teraz za czasów chorwackich nabiera blasku i piękna i nawiązuje do jej dawnych czasów świetności. Coraz więcej turystów ściąga tu z całego świata, do czego przyczynia się niewątpliwie i klimat pozwalający przebywać tu również w zimie. Masyw górski Ućka u podnóża, którego leży kurort, powoduje, że zimy są tu bardzo łagodne. Na przykład w styczniu średnia temperatura wynosi prawie +5 stopni. Wielką atrakcją Opatiji jest „lungomare”, czyli promenada im. Franciszka Józefa ciągnąca się nad samym morzem na długości 12 km od Voloska do Lovranu. My po krótkim pobycie i podziwianiu tych wszystkich pięknych w większości secesyjnych budynków jedziemy dalej. Tym razem drogą wzdłuż wybrzeża w kierunki Rijeki. Im bliżej tego miasta tym więcej stoczni i portów. W centrum miasta jadąc najpierw Promenadą a potem ul. Ivana Zajca możemy podziwiać wiele wspaniałych secesyjnych budowli choćby budynek Teatru Narodowego czy Pałac Modello, w którym dzisiaj mieści się główna biblioteka miejska. Jedziemy w kierunku Kraljevicy XV wiecznego miasta leżącego nad kanałem Vinodolskim przy wejściu do zatoki Bakarskiej, skąd już niedaleko do „Krćkigo mostu”, mostu, który wybudowano w 1980 roku łączącego stały ląd z wyspa Krk. Budowla niesamowita. Kiedy go wybudowano był najdłuższym mostem na świecie (1430 m) Most składa się z dwóch części, pierwsza prowadzi z lądu na małą skalną wysepkę św. Marka(długość betonowego łuku wynosi 390 m) a druga już na wyspę Krk. Wybudowanie mostu ułatwiło komunikację z wyspą i przyczyniło się do wzrostu zainteresowania przez turystów tą wyspą. Niedawno wyremontowano też drogi znajdujące się na wyspie, co spowodowało, że jazda to istna przyjemność. Co ciekawe nie zapomniano też o rowerzystach budując im przy drogach odpowiednie ścieżki rowerowe pozwalające na bezpieczne poruszanie się cyklistów. Istna rewelka. Wyspa jest piękna, najpierw lesista a im bliżej południowego wybrzeża staje się bardziej kamienista. Na wyspie znajdują się dwa małe jeziorka (Omiśaljsko i Ponikve) oraz jedyna rzeka o długości 15 km Rijećina. Po prawej stronie zostawiamy letniskowe miejscowości jak Omiśalj, Njivice, Malinska, by udać się do głównego miasta mającego taką samą nazwę, co wyspa, czyli Krk. Miasto, położone nad zatoką o tej samej nazwie, jest jedną z najstarszych osad powstałych na wyspie. Początki sięgają czasów illiryjskich a w okresie panowania Rzymian miało prawa miejskie. Od początku swego istnienia miasto było okolone murami obronnymi, które wielokrotnie przebudowywano i wzmacniano. Dzisiaj najstarsza część murów to czworokątna baszta Kamplin z 1191. Dalszą część murów i kasztel wbudował ród Frankopanów, które za czasów panowania Wenecji w XV w. zostały przebudowane. Najcenniejszym zabytkiem miasta a pewnie i wyspy jest Katedra Wniebowzięcia Błogosławionej Marii Panny Dziewicy, która powstała miejscu wczesnośredniowiecznej bazyliki z przełomu V i VI w. a ta z kolei wybudowana była w miejscu, gdzie znajdowały się rzymskie termy. XII wieczna romańska katedra wielokrotnie była przebudowywana i rozbudowywana stąd wewnątrz wiele stylów architektonicznych (gotyckie krucyfiksy, renesansowe ambony). Dzwonnica pochodzi z XVI wieku. Do katedry przylega równie stary kościółek św. Kwiryna z przełomu X i XI wieku. Kiedyś był to trójnawowy kościół, lecz dziś w miejscu jednej z naw przebiega ulica. W kościele tym obecnie mieści się galeria, w której pokazywana jest sztuka sakralna. Godny uwagi jest też mały plac, który nosi jednak nazwę Vela Plaća (Wielki Plac) a przy nim wieża obronna „Straża” z rzadko spotykanym XVI wiecznym zegarem pokazującym godziny całodobowo (południe jest na górze a północ na dole). Obejrzawszy to wszystko i zaliczając przy tym spacer pięknym „krćkim” wybrzeżem, z którego widać wyspę Plavnik, ruszamy dalej do kolejnego pięknego miasteczka, jakim niewątpliwie jest Punat. Nazwa miasteczka pochodzi od mostu (łacińska nazwa mostu pons) łączącego kiedyś półwysep Prniba ze stałym lądem. Półwysep ten tworzy przed Punatem małą zatoczkę o nazwie „Puntarska draga”, na której znajduje się mała leśna wysepka Kośljun z klasztorem franciszkanów. W samym miasteczku wart obejrzenia jest tzw. Staritoś, czyli młyn, w którym wyciskano oliwę z oliwek z XVIII wieku. a także parafialny kościół św. Trójcy z ołtarzem głównym wykonanym około 1750 roku. Dziś miejscowość znana jest przede wszystkim wśród żeglarzy a to za sprawą bogato wyposażonej mariny. Nad morzem prowadzi promenada z rosnącymi przy niej tamaryszkami, gdzie znajdują się liczne tawerny, „konoby” kafejki i restauracje. To wszystko zostawiamy za sobą udając się w dalszą drogę do najdalej wysuniętej na południe wyspy miejscowości Baśka. Zjeżdżając z gór do tej miejscowości już z daleka widać rozciągający się widok na z jednej strony skały wyspy Prvić a z drugiej strony na masyw górski Velebit ciągnący się wzdłuż chorwackiego wybrzeża. Widok niezapomniany. Malowniczo położoną miejscowość założyli również Illirowie, potem byli tu Rzymianie (fragmenty budynków i grobowców zachowały się do dziś koło kościoła św. Marka) a w średniowieczu osadę na wzgórzu nieco na wschód od dzisiejszej Baśki wybudowali Słowianie zniszczoną niestety w 1380 roku przez Wenecjan. Całą osadę przeniesiono bliżej portu (ruiny zniszczonej osady widoczne są po dziś dzień) i aż do początku XX wieku Baśka była największą osadą na wyspie. To, co przyciąga turystów do Baśki to kapitalne umiejscowienie u podnóża gór nad spokojną zatoką z długą żwirową plażą (wchodząc do wody parę metrów od brzegu natrafimy na piasek). Baśka znana jest również z tego, że w niedalekim Jurandvorze odkryto słynną „Baśćanską ploće” najsłynniejszy pochodzący z 1100 roku zabytek pisany starosłowiańskim pismem głagolicą. Zawiera ona informacje o dotacjach króla Zvonimira dla benedyktynów z Jurandvoru. Historia głagolicy jest nierozerwalnie związana z misją Cyryla i Metodego, którzy z rozkazu cesarza bizantyjskiego nawracali Słowian na chrześcijaństwo. Wymyślili oni alfabet pozwalający im zapisać przetłumaczone z greki na lokalny język teksty liturgiczne. Pismo składające się z 40 liter było stosowane przez liczne społeczności, a szczególnie na wyspie Krk, aż do 1918 roku, kiedy zostało zakazane przez Austriaków. Rozkoszując się piękną pogodą spacerujemy po tym urokliwym miasteczku podziwiając wspaniałe widoki. Niestety powoli trzeba wracać. Powróciliśmy do hotelu wieczorem akurat na kolację. Pozostał nam jeszcze jeden dzień i po nim niestety musieliśmy powrócić do kraju. Spędziliśmy jednak piękne i słoneczne dni poznając wiele wspaniałych miejsc Kvarneru zarówno na lądzie jak i wyspie. Kolejny to dowód, że Chorwacja to piękny kraj i warto spędzić w nim urlopowe dni. Bez względu gdzie się pojedzie czy na Istrię, do Kvarneru, do Dalmacji czy na wyspy chorwackiego wybrzeża wszędzie jest pięknie i można wiele zobaczyć. Do czego gorąco wszystkich namawiam.